Bardzo żałuję w tym momencie, że nie poszłam do technikum, ale jakoś po gimnazjum mnie ciągnęło na humana i wylądowałam w jednym z lepszych liceów w mieście. Wiecie na czym polegała "elitarność" szkoły? Że brała elity! Tych, co zdali egzamin na >80%, mieli same 5 na świadectwie... Nic dziwnego, że ambitni, zdolni ludzie zdają dobrze maturę potem i szkoła ma dobre statystyki. Niestety, nauczyciele byli olewczy, nie znali swoich uczniów (przez 3 lata nie nauczyć się imion?!), prowadzili nudne wykłady (hitem był historyk, który włączał nam na projektorze wikipedię i ją nam CZYTAŁ). I o dziwo, informatyka była na całkiem wysokim poziomie - nie powiem, żeby była prowadzona z pasją (taki stereotypowy informatyk - w niewyprasowanej koszuli w kratę i ze ślinotokiem), ale całkiem konkretnie. Co z tego, jak reszta olewała...
Uciekłam z tamtąd po 3 semestrach (po 4krotnej zmianie nauczyciela od polskiego w klasie HUMANISTYCZNEJ - i to na coraz gorszych, kiedy na MAT-FIZIE mieli nauczycielkę z pasją i wynikami, która nas mogła zainspirować). I automatycznie - więcej wolnego czasu na pasję, nauczyciele którzy muszą mówić do mniej zdolnych i bardziej leniwych uczniów mówią jaśniej, ładniej. Po prostu nas lubili - dokazywaliśmy sobie (w tamtej klasie kujonów to było nie do pomyślenia), często rozmawialiśmy na życiowe tematy (od Pani od geografii nauczyliśmy się wiele o prawdziwym życiu)... Moje oceny z poprzedniej szkoły (moja średnia wahała się między 2 a 3) tutaj nagle wzrosła do 5 - i to nie to, że nauczyciele mniej wymagali - po prostu nauka szła dużo lepiej!
Doszłam do wniosku: Kto będzie się chciał uczyć, będzie się uczył w każdych warunkach.
Poszłam na studia prywatne - i też nie żałuję. Mamy małą grupę (40 osób na roku!), nie mamy okienek na pół dnia, kończymy zajęcia o godzinie 14. Wiadomo, że jak ktoś płaci to się nie musi starać - i są tacy na roku, co zdają całą sesję w ostatnie 2 tygodnie września, nie będąc uprzednio na zajęciach. Ale wykładowcy mówią całkiem fajne rzeczy, ciekawe, można pójść, dopytać o coś. I jeśli coś jest niedopowiedziane (mało godzin - wady kształcenia modułowego) to mamy czas, żeby w domu się douczyć no i jest szansa na szybkie załapanie pracy w zawodzie - mamy bardzo rozbudowany system PŁATNYCH (dla nas) praktyk - i to faktycznie są pieniądze rzędu 3-4tys za miesiąc pracy, no i mamy czas żeby pracować np. w systemie zmianowym (na rano na zajęcia, po południu do pracy).
Ja i tak najwięcej nauczyłam się w pracy. Uczę dzieciaki programowania i robotyki i tak jak zawsze mówi Pan Mirek - ucząc kogoś naprawdę jesteśmy w stanie zsyntetyzować sobie wiedzę i dostrzec rozwiązanie wielu problemów. Do tego mam tam to, czego zawsze brakuje studentom - kasę na nowy sprzęt, wypróbowanie tego i owego, budowę jakiegoś fajnego urządzenia :)