Osobiście skupiłem się głównie na lekturach z romantyzmu, a więc Mickiewicz ("Pan Tadeusz", "Dziady", zwłaszcza część III, "Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego", "Konrad Wallenrod"), Słowacki ("Król Duch", "Ksiądz Marek", "Kordian", "Testament mój"), Krasiński ("Nie-Boska Komedia"), Norwid ("Ad leones!")… Pozytywizm bym omijał, Młoda Polska z kolei to przede wszystkim Wyspiański ("Wesele" czy "Wyzwolenie"). Z bardziej współczesnych poetów zdecydowanie Herbert, Baczyński, Miłosz i Brandstaetter. Z zagranicznych – Szekspir i Byron. Dla rozrywki – Joe Alex, Agatha Christie i Raymond Chandler.
Przy takim zestawie książek jestem obecnie, gdzie jestem. Bo prawda jest taka, że książki służą przede wszystkim jako pożywka dla mózgu, niekoniecznie źródło informacji. Poza tym w programowaniu znajomość języka programowania czy konkretnych technologii to najmniejsza część zabawy. Programowanie to przede wszystkim projektowanie prostych rozwiązań złożonych problemów, a do tego najważniejszy jest odpowiedni mindset (podobny do tego, który przejawiają detektywi z wymienionych przeze mnie kryminałów). Umiejętności stricte wiedzowe (składnia, dobre praktyki) można nabyć z dokumentacji i przez osmozę – bez doświadczenia są to puste dogmaty (dlatego jestem takim przeciwnikiem zaczynania od "Czystego kodu"). Odpowiednie książki mogą jedynie zasugerować pewne rzeczy, a i tak pod warunkiem, że zawierają wieloperspektywiczny obraz (a najczęściej tak nie jest, bo nikt już nie pisze strukturalistycznie). Dlatego najczęściej konkretne zagadnienia wypada poznać z dwóch lub więcej źródeł i wysnuć własne wnioski.
Podsumowując: nieważne ile, nieważne też za bardzo jakie. Często ważniejszy jest sam proces czytania i krytycznego myślenia. A znajomość języka ocenia się na podstawie pisanego kodu, nie ilości przeczytanych książek.