Witam wszelkich offtop'owiczy,
otóż przypadkiem natknąłem się na pewien wpis o sensie życia, a że jestem jednym z tych co myślą więcej niż chcą, to mój umysł ogarnęła pewna zagwozdka. Głównym tematem było "Żyć dla siebie, czy dla kogoś". A że wedle mego uznania, programiści to społeczność, której fale mózgowe nadają na nieco podobnej częstotliwości, postanowiłem Wam zadać pytanie, tym których ciekawi, być może mogę to tak nazwać, "filozofowanie"... Zapewne co najmniej większość z Was odpowie, bez zastanowienia, iż życie dla kogoś równa się z prawdą, bo życie dla siebie nie dość, że jest egoistyczne, to jest po prostu bezsensowne. Ale w pewnym momencie mój umysł zadał mi pytanie, co jeśli nie ma się dla kogo żyć, ile jest w tym sensu, by być produktywnym, pokonywać sytuacje niemożliwe dla większości osobników, być kimś wielkim, ale dla samego siebie? Po co starać się, upadać codziennie po tysiąc razy z jakiegokolwiek powodu i wstawać, i tym bardziej czerpać z tego satysfakcję, że się wstało? Jak widzieć w potworze ładną twarz? Jest może ktoś, kto by na to był w stanie sensownie odpowiedzieć? Bo podświadomość atakuje mnie tym, iż nie ma takiej możliwości, by cieszyć się życiem dla siebie, przez co świadomość nie reaguje wcale, bo już dostała swoją odpowiedź...