Sam studiuję zaocznie informatykę na politechnice łódzkiej. Z matury miałem 52% rozszerzenia z matematyki i 48% z fizyki i o ile dobrze pamiętam 72% z angielskiego. Kierując się tym myśleniem uznałem, że nawet nie mam co na dzienne próbować się przyjąć(choć i tak bym na nie mógł na nie pójść w formie dziennej, kwestia pieniężna de facto).
I wiesz co jest najlepsze? Jak rok temu składałem papiery dostałem pytanie, czy nie chcę iść na dzienne. Możesz powiedzieć, że akurat w moim przypadku to spoko, bo te moje wyniki górnolotnie można uznać za "przeciętne".
Tylko mój znajomy z kierunku w ogóle nie pisał rozszerzenia z matmy. Punktów łącznie miał coś chyba ponad 300. Teoretycznie był poniżej tego minimum progu punktowego na studiach dziennych (bodaj to było coś koło 500 punktów), który jest wymagany do przyjęcia. I wiesz co jest najlepsze? I tak dostał zapytanie od gościa przyjmującego papiery, czy nie chce jednak studiować dziennie.
Nie przejmuj się swoimi wynikami z matur próbnych. Ja ze swojej w październiku z półtora roku temu miałem całe... 4%. Z kolejnej próbnej 20%. Tak więc o ile nie siadasz na laurach i zapierdzielasz ucząc się do matury będzie dobrze.
A wiesz czemu? Bo kiedyś, już bardzo niedługo zdasz sobie sprawę, jakie to było bezsensowne. Przeżywanie czegoś tak... abstrakcyjnego, co okej, jest ważne, ale nie do takiego poziomu jak to robimy w liceum. Nikt ci w liceum nie powie, że gorzej napisana matura to nic strasznego. Możesz pójść rzeczywiście na gorszą uczelnię. Możesz studiować zaocznie na politechnice jak ja i pracować. I co? Świat się skończy? No nie bardzo. Taka ścieżka różniłaby się tylko tym, że zamkną się przed tobą jedne ścieżki, a otworzą nowe.
Ale do meritum sprawy. Tak więc z tym "wyśrubowanym poziomem przyjęć na politechnice"... sam widzisz, że to lekka przesada. Mam nadzieję, że trochę dodałem ci nadzieji. :)