Dzień dobry wszystkim,
prosiłbym was o pomoc. Mam nadzieję, że dobrze trafiłem. Z góry przepraszam, jeśli taki temat już się pojawił, a ja go po prostu nie znalazłem lub też nie jest to forum do tego typu rzeczy. Mój problem jest, może nie bezpośrednio, a pośrednio związany z programowaniem.
Zacznę od tego, że przedstawię swoją sytuację. Mam 22 lata i jestem na pierwszym roku studiów "Informatyka". 2 lata wcześniej studiowałem Matematykę, jednak kierunek ten mi się nie podobał. Zrobiłem sobie rok przerwy, w czasie której poprawiłem maturę z matematyki i od nowa napisałem maturę z fizyki, z którą nigdy nie miałem do czynienia. Do obu przedmiotów uczyłem się około 8 miesięcy, całkowicie samemu. Lubię się uczyć samemu, z różnych źródeł, które udostępnia nam dzisiejszy świat. Poprawiłem matematykę z 70% na 100% z podstawy oraz z 30% na 86% rozszerzenia, fizykę napisałem na 56%. Nie są to może powalające wyniki, ale uważam, że jak na tyle czasu nie jest źle. Byłem z siebie zadowolony w umiarkowanym stopniu. Dostałem się na informatykę. Może nie na wymarzoną uczelnię, ale się dostałem. Teraz znajduję się właśnie w tym miejscu.
Uczelnia zniechęca mnie do nauki. Nie jest to jakoś bezpośrednio ich wina. Nie uważam, że to zła uczelnia. Chyba po prostu nie potrafię się odnaleźć. Powiedzmy, że "odzwyczaiłem się" od takiej nauki, gdzie ktoś każe mi coś zrobić, mimo że to mnie nie interesuje. Nigdy nie przepadałem za chodzeniem do szkoły. Byłem raczej tym, który wolał siedzieć w domu i samemu się uczyć. Na ten moment (2 semestr) uczymy się C++, gdzie w pierwszym semestrze mieliśmy C i Pythona. Sam w domu uczę się Javy. W jej kierunku chcę się rozwijać. Jednak przez fakt, że muszę uczyć się C, fizyki, matematyki i wielu innych rzeczy nie potrafię znaleźć czasu. Zdaję sobie sprawę, że języki, to narzędzie do rozwiązywania problemów, a matematyka i fizyka mogą się chociażby przydać przy GameDev'ie, jednak nadal nie potrafię się odnaleźć i zmotywować. Gdy wracam z uczelni, to nie mam na nic ochoty. Czuję się nieżywy. Nie przez zmęczenie fizyczne, czy też psychiczne. Po prostu tak jakby uczelnia "wypompowywała" ze mnie energię witalną i chęci do czegokolwiek. Jak nigdy nie miałem problemu z nauką i "zdaniem". Byłem raczej dobrym uczniem, sumiennym i spokojnym, to teraz mam problemy chociażby z zaliczaniem przedmiotów. Nie mam też ochoty z nikim rozmawiać. Gdzie pamiętam, że z tym też nie miałem problemu. Na pewno nigdy nie byłem imprezowiczem, ale miałem znajomych i byłem raczej lubiany. Teraz nie potrafię chociażby się odezwać. Wolę się odizolować, tak żeby mieć jak najmniejszą styczność z kimkolwiek, oprócz moich najbliższych przyjaciół i rodziny.
Nie wiem co mam robić. Mam wielką ochotę rzucić studia. Zacząć pracować gdziekolwiek i po prostu uczyć się samemu z książek i internetu. Jednak w głowie tkwi druga myśl, przekonanie, że bez studiów nic nie osiągnę, że rodzina będzie zawiedziona, bo przecież chcieliby mieć inżyniera, że nie dostanę pracy jako programista bez tytułu. Nie wiem co mam robić. Rzucić studia i zacząć naukę na własną rękę w między czasie pracując? Może jakoś się "przemóc i przemęczyć" i zrobić tego inżyniera. Bardzo prosiłbym o porady. Jakiekolwiek, naprawdę.. będę wdzięczny. Z góry dziękuję.