Mam taką pewnie nietypową sytuacje
Większość osób chce zarabiać pieniądze żeby móc kupować sobie super rzeczy, to jest ich motywacja, wielu znajomych z chwilą pierwszego dnia pracy już wie, na co pójdzie cała ich wypłata
A co w sytuacji gdzie motywacją do pracy nie były pieniądze, tylko chęć nauki od doświadczonych osób, na fajnych warunkach (sporo luzu z godzinami pracy)? - niektórzy płacą spore pieniądze za kursy, a tu opcja nauki za którą jeszcze płacą
Tylko po pewnym czasie (jakieś pół roku), pojawia się pewien problem
Mam tą prace, mam te pieniądze, mam ten projekt z dobrymi praktykami, mam tą możliwość nauki... ale to za mało, głównie przez ten brak celów do osiągnięcia
Mogę rozwiązać 5 kolejnych zadań i nauczyć się nowych rzeczy, ale co mi to da? (poza pieniędzmi które traktuje bardziej jako statystyke)
Po części taki rozwój dla rozwoju, brakuje to konkretnego celu, kamieni milowych do pokonywania
Myślałem nad postawieniem sobie celu, żeby za zarobione pieniądze licząc od dziś, kupić sobie jakąś zabawke
Myślałem nad arduino albo raspberry, niby fajne i nowe możliwości rozwoju... tylko no właśnie, znowu ten rozwój, to programowanie, ta nauka żeby uczyć się więcej
Jakie wy dajecie sobie nagrody za osiągnięte cele?
Nigdy jakoś nie rozumiałem osób które w dniu rozpoczynania pracy wiedzą na co pójdzie całość ich pierwszej wypłaty, a kwoty jakie mi spokojnie starczały na pół roku luźnego życia bez ograniczania sie, większość znajomych potrafiła przewalić w dwa tygodnie na rzeczy
Może tu jest problem, niby taka fajna oszczędność bo nie kupuje "głupot" (typu 5 różnych etui do telefonu), ale też nie mam motywacji do zarabiania pieniędzy
Z podstawowych info o mnie
18 lat, ide do 4kl tech, dalej mieszkam z rodzicami - więc trudno o motywacje związaną z "bez pieniędzy nie będe miał co jeść"
myślałem nad samochodem bo niby zdane prawko, tylko też - na razie nie potrzebuje, mieszkam w centrum, wszędzie dość blisko, jak już musze czasami jechać dalej to spokojnie wystarcza rower/autobus
A też wątpie żeby zarobki programistów przez rok spadły na tyle, że w sytuacji kiedy na serio będę go potrzebował (np do pracy w innym mieście), nie będę mógł kupić czegoś wystarczającego
A może coś kompletnie niezwiązanego z tym
W sumie, sporo było tu przemyśleń