A ja myślę, że liczba programistów na rynku jest sztucznie nadmuchana. Kiedyś na informatykę szli tylko ludzie, których to pasjonowało. Teraz ktoś usłyszy, że ło panie taka kasa i lecą na studia informatyczne, a jest w czym przebierać więc prawie każdy się dostanie. I jak się to kończy? Całe studia na byle zdać, byle 3.0, projekty zajmować szybciutko jak najprostsze, "ale to mi sie wcale nie przyda", "nie ma spiny są czwarte terminy". Zero własnej inicjatywy, jakichś swoich projektów, zainteresowania, poszerzania wiedzy we własnym zakresie. Studia się kończą i rekruter widzi takiego pana magistra, temat pracy inżynierskiej "kółko krzyżyk" i co ma zrobić, przyjąć bo przecież jest deficyt na rynku pracy?
Nie twierdzę, że trzeba być zapaleńcem żeby programować i że nadaje się tylko ktoś kto zamiast bawić się w piaskownicy instalował arch linkusa w piwnicy. Mówię tylko, że za dużo jest studentów informatyki bez ambicji i najmniejszej chęci zrobienia czegoś ponad to czego wymaga uczelnia, a czasem wystarczyłoby tylko przyłożyć się do tego czego wymaga uczelnia.
Ludzie myślą, że jak dostaną już ten tytuł magistra informatyki to praca będzie szukać ich a nie oni pracy, a programowanie, algorytmy, oj tam, przecież mam papier, że to umiem.