W tej ścianie tekstu popełniłeś sporo błędów związanych z pojmowaniem czasu, błędnie porównujesz śmierć biologiczną do śmierci, hmm... egzystencjalnej, jeśli tak to można ująć. Kiedy człowieka można uznać za martwego w zakresie biologii? Pewnie wtedy, kiedy przez dany okres czasu nie wykazuje podstawowych czynności życiowych, takich jak praca serca. Mimo wszystko, nawet wtedy większość narządów organizmu "pracuje" jeszcze przez długi, długi czas, a przynajmniej komórki budujące organizm człowieka żyją, na co wskazuje chociażby ich ruch.
Sagan o aborcji wywołał wielkie poruszenie co do kwestii tego, kiedy rozpoczyna się życie; obie strony przedstawiały przeróżne teorie - od życia istniejącego już w plemniku po wyjście dziecka z łona matki. Ciężko wskazać tu jakąś obiektywną prawdę, która jednoznacznie twierdzi jakie zjawisko stanowi początek życia. Kwestia z jednej strony trywialna, ale już niejako rozwiewa zdolność określenia punktu zaczepienia na osi czasu. Już w tym momencie możemy zdać sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy niezaznajomieni z funkcjonowaniem wszechświata, jak bardzo okrojone są nasze możliwości. Niemniej nie oznacza to, że jako jednostki posiadające najbardziej wyrafinowaną zdolność świadomości (przy okazji - samozwańczą, niekoniecznie, a nawet na pewno nie obowiązującą w większym spectrum) powinniśmy zaniechać wszystkie badania i rzucić naukę gdzieś w kąt - przełomy widoczne z roku na rok są coraz większe i nic nie wskazuje na to, żeby coś w tej kwestii się zmieniło; jesteśmy coraz to bardziej zaznajomieni z działaniem ogromnej machiny, w której się znajdujemy. Pozostaje więc pytanie - jak daleko nam do uzyskania odpowiedzi na pytania, które zadajemy sobie od lat i czy w ogóle kiedyś je znajdziemy? :)